Prałat Malinoś




Parafia nasza okryła się kirem żałoby po śmierci długoletniego proboszcza seniora, ks. Prałata Kazimierza Malinosia.

        Posługę tę pełnił najdłużej w gronie swoich poprzedników, bo 30 lat, tj. w okresie od 15 grudnia 1979 do 29 czerwca 2009 r.

         Był przy Nas w czasie ważnych chwil, tych radosnych jak i tych smutnych, trudnych do przetrwania, kiedy to nasza wiara była zachwiana.














 








           
        Prałat świętował w naszym gronie swoje Jubileusze. Jednym z najważniejszych był Jubileusz 50-lecia Posługi Kapłańskiej.














             Dbał o Naszą Parafie oraz kościół. Zawsze chciał dokończyć to co zaczął.
Pragnął aby nam wszystkim żyło się lepiej i bliżej Boga.




        Spędzaliśmy z Prałatem dużo czasu. Był osobą życzliwą, chcącą przybliżyć nam kawałek Nieba, już tutaj, na Ziemi. Ale czy my naprawdę znaliśmy Ks. Malinosia?

        Wielu z nas po prostu spotykało Go tylko w kościele, wiedziało niewiele o Jego życiu czy posługiwaniu. Aby dowiedzieć się kim naprawdę był Prałat, zapraszam do zapoznania się z wywiadem pochodzącym z 2004 roku, przeprowadzonym przez p. Marka Sadowskiego.



Jak to się stało, że wybrał Ksiądz drogę posługi kapłańskiej?

To jest tajemnica Pana Boga. Dobry Pan Jezus chciał, abym został księdzem.

A jak Ksiądz znalazł siwe Wrocławiu, przecież nie pochodzi Ksiądz z tych stron?

Urodziłem się na pięknej ziemi lubelskiej. Do szkoły podstawowej uczęszczałem w Żółkiewce, a do gimnazjum i do liceum chodziłem w Krasnymstawie. W nagrodę za zdaną maturę przyjechałem do Wrocławia i tak spodobało mi się to miasto, że tutaj 18.08.1954r. wstąpiłem do seminarium.

Jak wygląda życie w seminarium?

Ogólnie czasy były inne i inne też było życie w seminarium. Przede wszystkim była nauka, modlitwa i praca. Był też czas wolny, kiedy – jak to młodzież – robiliśmy różne żart. Dużo pracowaliśmy przy odgruzowaniu i odbudowie Wrocławia, m.in. ulicy Świętokrzyskiej, kościoła św. Krzyża i kościoła Najświętszej Maryi Panny na Piasku. W majątkach seminaryjnych w Wojszycach i w Treśnie częstą pracą była też praca na roli i przy zwierzętach gospodarskich. Wiele czasu spędziliśmy przy pieleniu i żniwach.

Spoglądając na indeks widzę, że nauka szła Księdzu całkiem dobrze.

Tak, oczywiście, i to z każdym rokiem lepiej.

W 1959 przyjął Ksiądz święcenia kapłańskie.

21.06.1959r. po ukończeniu seminarium przyjąłem święcenia kapłańskie w Archikatedrze Wrocławskiej z rąk ks. Biskupa Bolesława Kominka. Był to jeden z najliczniejszych roczników. Wyświęconych zostało wtedy 65 księży, z których grona 19 już umarło. Uroczystość rozpoczęła się o godzinie 7.00 w katedrze. Później zgromadziliśmy się w auli seminaryjnej, gdzie przemówił do nas biskup Kominek, przypominając nam o dobrej posłudze kapłańskiej.

A jak życie Księdza potoczyło się po święceniach?

Po święceniach zostaliśmy skierowani do pracy duszpasterskiej. Zostałem przeznaczony jako wikary do parafii w Żarowie. Ksiądz proboszcz był ostry i wymagający. Od niego nauczyłem się obowiązkowości i spraw porządkowych. Obecnie wspominam go bardzo dobrze i dużo korzystam z jego nauki. Byłem tam ponad 2 lata. Miałem bardzo dużo pracy. Uczyłem w szkołach podstawowych w Mrowinach w klasach 6 i 7, w Łazach w klasach 4, 5, 6, 7, w Żarowie w klasach 6, 7. Dodatkowo uczyłem 10 godzin w zakładzie poprawczym w Mrowinach. Był to dla mnie – jako młodego księdza – ciężki czas.

Z Żarowa zostałem przeniesiony do parafii św. Trójcy w Legnicy. Uczyłem dzieci ze szkół podstawowych nr 3 i 14. Pomagałem księdzu proboszczowi w pracach parafii. Proboszczem był ks. Tytus Korczyk, człowiek wielkiej kultury, bardzo szlachetny i uczciwy, o nieskazitelnych manierach, nieprzystający do siermiężnych czasów komunistycznych Polski. Z Legnicy przeniesiono mnie w 1964r. na wikarego do katedry, a stamtąd zostałem przeniesiony do parafii św. Jacka we Wrocławiu - Swojszycach, gdzie zostałem ustawiony wikarym dirigensem i pełniłem obowiązki proboszcza. Był to bardzo trudny czas w moim życiu.

Ja poznałem księdza, gdy był ksiądz już dziekanem dekanatu kamiennogórskiego, o ile wiem, najmłodszym dziekanem w archidiecezji.

Tak, 18.05.1967r., osiem lat po święceniach, zostałem ustawiony proboszczem w parafii św. Piotra i Pawła w Kamiennej Górze, w powiatowym mieście. Dla tak młodego księdza było to bardzo dużym wyróżnieniem. Dziekanem zostałem 02.01.1969r. Był to wielki dekanat. Do dekanatu należało 14 parafii, trzydziestu pracujących kapłanów, a ja byłem bardzo młody. Pracy było dużo, ale parafianie byli wierzący i pracowici. Ludzie pochodzili z gór i Wileńszczyzny i bardzo szanowali zdanie i sugestie proboszcza. Byłem bardzo zadowolony i z pracy, i z ludzi. Parafia była żywa, było dużo młodzieży. Dobrze się tam czułem.

Pamiętam, że też patrząc na zabytkowy kościół i okazałą plebanię można było domyślić się, jakie znaczenie ma dekanat kamiennogórski. Co skłoniło Księdza do opuszczenia tego miejsca?

W czasie wizytacji, która odbyła się w maju 1979 r., powiedziałem księdzu biskupowi, że z powodów zdrowotnych chętnie przeszedłbym do parafii leżącej na terenie równinnym. 15. 12. 1979 r. przybyłem do Brochowa. Wbrew temu co jest napisane w Biblii „aby ucieczka wasza nie była w zimie, ani w szabat” przyszedłem do parafii św. Jerzego i zimą i w sobotę, i tak zadomowiłem się tu, że jestem już prawie 25 lat. Ksiądz Jan Przytocki i siostra Maria przygotowali uroczystość powitania mnie w nowej parafii. Na sumie w niedzielę obyło się moje pierwsze spotkanie z parafianami. Spotkałem tu ludzi dobrych, pracowitych i oddanych parafii. Dzięki ich ofiarności został odremontowany kościół parafialny, wybudowany kościół w Jagodnie. Wyremontowano kaplicę na cmentarzach w Brochowie i w Bieńkowicach, zrobiliśmy ogrodzenie cmentarza, wybudowaliśmy dom katechetyczny. Przeprowadziliśmy

Wiem, że w Kamiennej Górze był Ksiądz równie dobrym gospodarzem. Pamiętam również to, że wokół parafii w Kamiennej Górze i tu, w Brochowie kręciło się zawsze dużo młodzieży, a jeden z parafian i wychowanków został nawet biskupem.

Tak, rzeczywiście, w czasie mojego posługiwania wielu parafian zastało kapłanami. Z grona ministrantów wywodzi się ks. Biskup Stanisław Dowlaszewicz. Z parafii brochowskiej również są powołania kapłańskie i zakonne, a obecnie dwóch alumnów studiuje w seminarium.

Rozmawiając z Księdzem wyczuwam, że jest Ksiądz tym szczęśliwym człowiekiem, który dobrze rozpoznał swoje powołanie.

Ze szczęściem bywa różnie, ale za posługiwanie bardzo dziękuje Panu Bogu i gdybym rozpoczynał swoją drogę, to raz jeszcze wybrałbym kapłaństwo. Mam również szczególną łaskę od Pana Boga, że zawsze wokół mnie są dobrzy księża współpracownicy.

Chcę przypomnieć Księdzu jedno wydarzenie, które na mnie zrobiło duże wrażenie. Był rok 1997, procesja Bożego Ciała w czasie Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego, który zaszczycił swoją obecnością Ojciec Święty Jan Paweł II. Pamiętam, jak z autentycznej dumy urosłem ponad cały zgromadzony tłum, kiedy mój proboszcz przy czwartym ołtarzu odśpiewał Ewangelię jako reprezentant Europy. Przy pozostałych ołtarzach Ewangelię śpiewali księża z innych kontynentów. Dziękując za rozmowę, życzę księdzu, aby jak najczęściej parafianie byli tak dumnie ze swojego proboszcza.



         W tym miejscu warto jest wysłuchać czy przeczytać Ostatnią Wolę ks. K. Malinosia. Zawarł w niej część swojego życia, cząstkę siebie oraz prośbę skierowaną do nas wszystkich.  


TESTAMENT

Moja wola, którą spisuję dobrowolnie i w pełni świadomie
Urodziłem się 14. czerwca 1934 roku w Rożkach. Rodzicami moimi byli Jan i Władysława z domu LENARD. Do Rodziny należał też jedyny mój brat Jan, który dawno umarł.
Do Szkoły Podstawowej uczęszczałem w Rożkach i Żółkiewce. Następnie wstąpiłem do Gimnazjum i Liceum w Krasnym Stawie.
Po zdaniu matury, zostałem przyjęty do Wyższego Seminarium Duchownego. Święceń kapłańskich udzielił mi dnia 21. czerwca  1959 roku, Ks. Arcybiskup Bolesław Kominek, co sobie bardzo cenie.
Po święceniach pracowałem w parafiach: Żarów, Legnica – Św. Trójca, Wrocław – Katedra, Wrocław – Swojec, tu jako wikary dirigens; następnie jako proboszcz, w parafii Świętych Apostołów Piotra  Pawła w Kamiennej Górze. Dnia 15. grudnia 1979 roku zostałem skierowany do parafii św. Jerzego we Wrocławiu – Brochowie i tu chcę być pochowany.
Dziękuję Dobremu Bogu za dar życia i łaskę kapłaństwa Matce Najświętszej za Jej Matczyną Opiekę.
Dziękuję wiernym w parafiach w których pracowałem. Szczególne podziękowania składam wiernym z parafii św. Jerzego Brochowie. Byliście dla mnie dobrzy, a ja Was po kapłańsku szanowałem.
Dziękuję Księżom Współpracownikom.
Świadom moich grzechów i niedoskonałości, przepraszam Dobrego Boga za nie, i proszę o Jego Miłosierdzie. Przepraszam Braci Kapłanów i Was, Drodzy Parafianie za przykrości i brak wyrozumiałości.
Proszę Was Drodzy Parafianie o modlitwę i Mszę św. za moją duszę. Proszę pochować mnie w Brochowie, przy figurze Matki Boskiej.
Żadnych długów nie pozostawiam. Kosztowności nie posiadam. Wykonawcą testamentu czynię ks. Jana Kleszcza, któremu dziękuję za troskę i opiekę nade mną w ostatnim czasie. (…).

Wrocław, dnia 15 marca 2011 roku.



      Prałat był i pewnie pozostanie w sercach wielu z Nas wyjątkowych człowiekiem i duszpasterzem. Dlatego Jego odejście do wieczności przeżywaliśmy również w sposób wyjątkowy.


        Uroczystości pogrzebowe odbyły się w dwóch etapach:


1. w piątek, 02. grudnia o 18.00 wprowadziliśmy ciało ks. Prałata do świątyni parafialnej i wraz z Przyjaciółmi naszego zmarłego oraz naszej Parafii dziękowaliśmy za wszelkie dobro, które przez posługę Ks. Kazimierza nam przypadło w udziale i prosiliśmy aby wszystko to dobro było wystarczającym walorem dla szczęścia w niebie

























2. w sobotę, 03. grudnia o 11.00 przeżywaliśmy uroczystą Mszę Św. pogrzebową, pod przewodnictwem Ks. Kardynała Henryka Gulbinowicza, Arcybiskupa Seniora.

Po zakończonej Mszy Świętej złożyliśmy ciało ks. Prałata w grobowcu przygotowanym w pobliżu kaplicy Matki Bożej, przy świątyni parafialnej.


























































            Wszyscy stajemy z ufnością wobec majestatu Miłosierdzia Boga Ojca wierząc, że chwila odwołania go do wieczności była najlepszą.
            A jednak, po ludzku rzecz biorąc, chciałoby się, by mógł wnosić w naszą codzienność swoją pełną życzliwości obecność. Cóż, wola Boża jest święta i trzeba nam będzie uczyć się obecności księdza prałata z nami „choć w innej postaci”. Mało tego, dałby dobry Pan Bóg, aby udało się nam, wszystkim członkom Brochowskiej Wspólnoty wiernych Kościoła katolickiego, być twórczymi świadkami tych wartości, o które ks. Prałat, w imię Chrystusa, zabiegał dla naszego życia.